poniedziałek, 9 maja 2011

targowe przypadłości

Witajcie

 jak już wspominałam w ostatnich postach rozpoczęłam wiosenną wędrówkę po targach staroci, komisach, antykwariatach i innych dziwnych miejscach gdzie można wynaleźć ciekawe rzeczy. Otóż plan jest taki ażeby sporządzić sobie listę miejsc które warto odwiedzać i tych do których szkoda się fatygować. Oczywiście jak sporządzę taka listę... z uzasadnieniem co gdzie i dlaczego natychmiast wam ją przedstawię.
Tymczasem postanowiłam - ze względu na specyfikę tego zadania - poszerzyć moją wiedzę o dosyć szczegółowe informacje na temat, polskiego rzemiosła artystycznego, ażeby umieć lepiej wyłowić perełki z tych ton odpadów, które wożą ze sobą handlarze starociami.
Ludzie chcą sprzedać wszystko... to oczywiste ale używają jednego bardzo chyba działającego na wyobraźnię słowa "stare" jak coś jest stare to można znaczy że będzie drogie... oczywiście już mało kto wie co sprzedaje kiedy to na prawdę powstało (prawdopodobnie XVIII, XIX w.)

Szczerze mówiąc handlarz nieświadomy tego co sprzedaje jest lepszy od handlarza, który wciska nam szajs i podróbę... i taka sytuacja mnie spotkała. Podchodzę do pani na bytomskich targach pooglądać całkiem udane reprodukcje Witkacego,  pytam ile...  Pani w pełnej konspiracji zaczyna mi do ucha sprzedawać jakąś misternie dopracowaną historię na temat pozyskania obrazu. Oczywiście twierdzi że autentyczny i pokazuje nawet szkice na drugiej strony... opowiada jak to pracownik wyniósł go z pracowni i że nie sprzeda go na aukcji bo kradziony... A teraz uwaga najlepsze za cenę 800 zł ... i to kobieta młoda chyba sprawiająca wrażenie kobiety z klasą... no cena mnie powaliła biorąc pod uwagę że oryginał wart jest ok 50 000  to chyba czekała na jakiegoś łosia - pytanie tylko dlaczego ludzie za tak stosunkowo małe pieniądze  gotowi są zrobić z siebie  błazna :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz